Hubert Gordon Schauer, Nasze dwa problemy

Jaka jest nasza podstawowa wada: żyjemy z dnia na dzień!

Nasza polityka nie dzieje się inaczej, jak od przypadku do przypadku, co najwyżej, że gdzieś tam w jakimś artykule wprowadzającym przypomnimy sobie nasze podstawowe potrzeby, sformułujemy życzenia, których spełnienie według naszej opinii całkowicie by nas zaspokoiło, czyli zabezpieczyło nasze egzystencjalne wymagania narodowe w ramach państwa takiego, jakim jest Austria. Równouprawnienie językowe, autonomia (decentralizacja), konstytucyjne uznanie korony św. Wacława, możliwie jak największe kompetencje Landtagu... w tych słowach zawiera się nasz stały program. Jednak większe szczegóły nam się w tych kwestiach nie przejawiają.

Czym właściwie w praktyce ma być to nasze „historyczne prawo”, jak mamy pojmować związek między konstytucją XVI oraz XVII wieku a rzeczywistymi potrzebami i aspiracjami XIX i początków XX wieku? Jakie konsekwencje będzie miało użycie autonomii, jak mają się dzielić wąskie i jeszcze węższe jednostki polityczne wewnątrz korony, kraju itp.?

Oprócz tych zagadnień są także inne kwestie, na przykład jak miałyby zostać utworzone i dostosowane stosunki ekonomiczne kraju i korony, jak mogłaby się organizować produkcja krajowa, relacje z innym mocarstwem, z sąsiadami, z rynkiem światowym, jak mielibyśmy potem wyobrażać sobie niezależność ekonomiczną, nierzadko i celną indywidualność, jakimi środkami najlepiej byłoby to osiągnąć itd. – niezliczone pytania, które dzisiaj, z początkiem 1887 roku, są w ogóle niepotrzebne: my nawet ich nie zadajemy. Owszem kilka lat wcześniej, w 1871 roku, a w nagłej potrzebie i nawet w 1879 roku, możliwe, że w sposób bardzo powierzchowny i delikatny, ale przynajmniej je zadawaliśmy – więc mamy postęp! Żyjemy dzień po dniu.

Zadane pytania są bardzo ważne; są fundamentalne, jeśli chodzi o teraźniejszość i najbliższą przyszłość, a mogą i stać się aktualne w zmieniających się warunkach politycznych (zob. Hohenwart1). Ale naród, jakkolwiek realnie żyjący jedynie w teraźniejszości, patrzeć musi przecież stale i nieuchronnie w przyszłość, każdy krok jego musi być zgodny z przyszłym celem. Jakie jest zadanie naszego narodu? Czy mamy konkretny cel i czy jesteśmy w stanie go osiągnąć?Pytanie to ma ogromny zasięg. Czy wystarczy, jeśli według statystycznych sprawozdań tyle i tyle milionów [ludzi] mówi danym językiem, jeśli ta masa ma jakąś organizację i hierarchię, jeśli pisze się tym językiem – literatura – uprawiana jest tutaj muzyka, sztuka, teatr, organizowane są spotkania i uroczystości, a z sąsiadami żyje się tutaj różnie, w przyjaźni lub w nieporozumieniach, w zgodzie zarówno ze stałymi poglądami, jak i chwilowymi nastrojami? Bynajmniej, to nie wystarczy; na ten z zewnątrz na pierwszy rzut oka dobrze funkcjonujący mechanizm mówi się naród, natomiast w oczach myślicieli powyższy obraz społeczeństwa na miano narodu nie zasługuje. O tym trzeba powiedzieć, chociaż dotknęliśmy tym dużą część naszych współczesnych poglądów. Tylko tam jest bowiem naród, gdzie istnieje solidny, nieprzerwany i niezakłócony związek między przeszłością, teraźniejszością i przyszłością, gdzie istnieje prawdziwe wewnętrzne prawo rozwoju, gdzie jest wspólny duch i cel. Bez ideału, bez świadomości moralnego wyzwania – narodu nie ma.

Jaka jest zatem nasza misja w historii ludzkości? Jako jednostka nie istniejemy tutaj sami dla siebie, musimy być bowiem wzbogaceniem pojęcia gatunku ludzkiego, tak aby naród sam dla siebie nie istniał.

Czy naród czeski istnieje po to, by jak piwonia w osamotnieniu zakiełkował, zakwitł i zwiądł, czy aby pośredniczył między swym otoczeniem, na przykład był przejściem między romano-germańskim Zachodem a słowiańskim Wschodem?

Czy jest powołany do stworzenia własnej nowej kultury, zupełnie nowego źródła ciepła i światła? Ale czy nasze środki są wystarczające? Tylko czy jest to pojęcie zgodne z całą naszą przeszłością? W tym całym naszym biegu historii nie byliśmy w zbyt bliskim, nierozerwalnym związku z Zachodem, a chcielibyśmy wykorzystać mało istotny wyraz, odłam niemieckości? Czyż nie nadszedł zatem lub też nie nadchodzi właśnie moment, w którym skumulowany zasób uśpionej energii zaczniemy różnorodnym drżeniem przenosić na świat słowiański? Czyż ten świat już wcale nie potrzebuje naszego pośrednictwa, nie przybliżył się już
z większym porozumieniem Europie? My nie możemy zaś zająć uzasadnionego miejsca i działać powoli, ale z coraz większym skutkiem?

Pytań jest wiele, a wraz z nimi rodzą się wciąż nowe, z których najważniejszym jest to: jaka jest nasza narodowa egzystencja? Czy naprawdę jesteśmy tak bezpieczni w naszym krajowym zakątku, jak mogłoby się wydawać? Czy chroni nas na przyszłość ta pięciomilionowa liczba ludności czeskojęzycznej, chroni nas nasza inteligencja, literatura i cały nasz organizm państwowy przed możliwym przyszłym, choć jednak bardziej odległym i na tę chwilę nieprawdopodobnym wynarodowieniem, odpowiednio: przenarodowieniem? To nie jest pytanie akademickie, a może nagle stać się istotne.

Co zatem, gdyby nieprzewidzianym zbiegiem okoliczności Austria w obecnej formie uległa gruntownym zmianom, gdyby morze niemieckie wypełniło nas i zalało? Jakie mamy zabezpieczenie na taką ewentualność? Powiedzą: „Rosja na to nie pozwoli!” Ale kto może przewidzieć, że Rosja pewnego dnia będzie wszechmocna, że nie będzie liczyła się z niczym, mając naprzeciw siebie wszechobecną, a przynajmniej większościową koalicję europejską? Kto wie, jak się jeszcze Rosja uformuje, kto może powiedzieć, że na przykład szczególny, zakłócający spokój marsz, który odbywa się w państwie rosyjskim, nie zaprowadzi tam takiego stanu rzeczy, że rzesza cesarska solidnie złączona samoobroną, przy zmianie systemu władzy nie rozpadnie się na ileś tam mniej lub bardziej niezależnych, przyjacielskich lub nieżyczliwych części? Mamy wystarczającą liczbę dowodów na to w historii słowiańskiej i dlatego pomysł ten nie wydaje się absurdem. A potem: czy Rosja jest naprawdę przyjaznym krajem, czy Rosjanie są naprawdę naszymi braćmi, którzy by nas ochoczo ochronili za wszelką cenę? A przecież może się zdarzyć, że poświęcą nas bez kompromisu między sobą a Europą (Niemcami), że by nas na zimno ofiarowali za Galicję, Bałkany itd.!

A co gdybyśmy szczególnym zbiegiem okoliczności im przypadli, co gdyby nas podobnie jak teraz Polaków bez opamiętania rusyfikowali, albo jak Bułgarów pozbawiali niezależności politycznej? Wiem, że są ludzie, którzy cieszą się myśląc o tym; ale są również tacy, którzy rusyfikacji życzyliby sobie właśnie równie mało co germanizacji, dla których jarzmo brata jest równie okropne, a może nawet bardziej odrażające niż jarzmo cudze; ludzie, którzy gdyby chodziło o dylemat: zniemczyć się czy zruszczyć, w szczególności przemyśleliby na chłodno, co dałoby więcej korzyści kulturalnych.

I właśnie dlatego, że taka możliwość nie jest wykluczona, a wręcz przeciwnie, jest całkiem prawdopodobna, musimy ją rozważyć wystarczająco wcześnie i przygotować się na nią. Odrzućmy wszystkie emocjonalne zamglenia, odsuńmy na bok wszystkie zaślepienia; wbrew zgodzie i wbrew woli Europy, wbrew morzu germańskiemu, gdyby naprawdę nas objęło całkowicie i miało przez jakiś czas ostatnie słowo, niewątpliwie nie utrzymalibyśmy się długo.

Wyobraźmy sobie nierówną walkę między Czechami i Niemcami, walkę na noże! Zachowanie co najmniej zwykłej, gołej narodowości wymagałoby ogromnego wysiłku oraz samozaparcia, najszlachetniejszej wewnętrznej inteligencji, ofiary, która z czasem by słabła. Nastałby dzień, kiedy ten czy ów – powiedzmy słabeusz – zadałby pytanie: Czyż naród ten, tak niepewny w swym bycie, jest rzeczywiście wart tego, bym miast poświęcać całe swe duchowe siły na pracę pozytywną, postęp nauki itd., marnował je na starania póki co zupełnie bezskuteczne? Co jeśli ów naród przez te wysiłki zanikłby? Czy nie moglibyśmy – zastanawiałby się dalej – nawiązać kontaktu z intensywnym i rozległym życiem umysłowym wielkiego narodu, a dla ludzkości i siebie zrobić więcej, niż możemy za pomocą naszych ograniczonych środków? Mogą nadejść desperackie starcia i przyjść pokolenia, które są głęboko zatopione w takich myślach. Niech nikt nie mówi, że pytań tych Jungmann2 i reszta naszych „budzicieli” nie zadawali: przede wszystkim nie dane im było dyskutować w warunkach tak trudnych – germanizacja w poprzednim i na początku tego wieku zaczęła się zupełnie nieracjonalnie i Niemcy jako narodowość były Austrią – jak i różnymi niemieckimi władcami – właśnie tak w swych aspiracjach odrzuceni, jako i my, Czesi. A po drugie, owi fanatycy nie mieli przed sobą odstraszającego przykładu, który by mieli apologeci narodowości czeskiej numer dwa. Być może pomyślą: choć na razie z największym napięciem siły odeprzemy atak, kto zagwarantuje nam, że nie zostanie on ponowiony tak szybko, jak to możliwe? I wreszcie: jeśli nasze narodowe istnienie naprawdę warte jest wysiłku, to czy jego wartość kulturowa jest tak niezmierzona?

I tutaj tkwi istota tego pytania, która brzmi: czy w tym skrajnym przypadku nasz fundusz narodowy jest w stanie zapewnić bojownikom wystarczające wsparcie moralne, by dać im całkowite przekonanie, że jeśli utrzymają naród przy jego własnym języku, to tym samym zachowają go w jego własnym świecie intelektualnym, że alienacja języka byłaby prawdziwą szkodą etyczną, że tym samym zachowają typ, który w ludzkim panteonie utrzymuje miejsce trwałe, ważne i niezależne?

Jeśli odpowiedź na to pytanie jest twierdząca, jesteśmy pewni, że nasza inteligencja będzie miała wewnętrzne, wystarczające źródło inspiracji, a ludzie, naród, drogę dla siebie, całkowicie zmierzającą do celu, a jednocześnie w pełni zgodną z idealnym porządkiem światowym. Wówczas każdy wysiłek zewnętrzny będzie próżny, a przynajmniej bardzo trudny; a Europa, ucząc się doceniać naszą istotę, nie dopuści, by tak łatwo ją zniszczono.

Jeśli odpowiedź na to pytanie będzie negatywna, Europa nie ma żadnego powodu, aby odczuwać do nas sympatię, a nasi bojownicy stwierdzą, iż zbędnym jest przeszkadzać w zasypywaniu strumienia, który sam już ginie w piasku.

Były czasy narodowego entuzjazmu i tętniącego życia, gdy pytania tutaj i ten sposób formułowane wydałyby się naszej narodowej ortodoksji ogromną herezją, a stawianie ich uchodziłoby za nic niewnoszące banalne ataki zamiast odpowiedzi. Dziś czasy są poważne, ponieważ beznadziejnie niejasne; fragmentaryczne plany, zawiedzione oczekiwania: dziś oczekuję, że na te pytania, choć mrocznawe, będzie się odpowiadać tak długo, aż w przyszłości krok po kroku na nie odpowiemy. I rzeczywiście spodoba się nam, jeśli nastąpi poważna i obiektywna próba odpowiedzi na nie; i inaczej – ucieszy nas lub też nabędziemy przekonania, że jednak nie jest tak źle z nami i że są mężowie, którzy żywiąc prawdziwe uczucia do ojczyzny oraz narodu, wiążą z tym głęboki szacunek do ludzkości, której częścią organiczną sami jesteśmy, a wraz z nią dzielą entuzjastyczny pogląd na świat i historię, mężowie, którzy mając swe męskie przekonania i dowodząc i broniąc ich, szanują przekonania innych. I tego naprawdę potrzebujemy.

 

 *  *  *

Wobec pytań tak ważnych mogą być i na pewno są zajmowane różne stanowiska. Uważamy natomiast, że myśli, które właśnie zostały ujawnione, już przez wzgląd na swoją bezpośredniość i swoistość zasługują na uwagę i dlatego właśnie służą społeczeństwu. Manifest ten nie jest wyrazem myśli pojedynczej osoby, ale większej liczby głów młodego pokolenia. Podyktowany jest jednak lękiem przed naszą przyszłością; w niektórych miejscach niebezpieczeństwo maluje się jeszcze czarniej, po prostu dlatego, że nie poddajemy się słodkim snom i przesadnym emocjonalnym urojeniom. Jednak nie zatrzymamy się na tym jednym artykule. Jeśli mianowicie chodzi o kwestię rosyjską, obecny rozwój Rosji może uprawniać do innej oceny.

Niektóre okoliczności – na przykład pilna kwestia małoruska – wydają się zachęcać, aby ewentualność uwzględniona w artykule była gorliwie brana pod uwagę. Ale jeśli tylko myślimy, że wszyscy plemienni Rosjanie żyją wspólnym życiem kulturowym i narodowym przez ponad sto lat, a życie rozwija się szybko, nie uwierzymy, że sprawy w Rosji dojdą do takich celów. Rzeczywiście, wystarczą dwa pokolenia, aby Rosja w końcu rozwiązała kwestię małoruską całkowitym zakłóceniem warunków małoruskiej indywidualności. Za dwa pokolenia będzie już po kwestii małoruskiej, choć Małorusów jest 30 milionów.

Rozstrzygnięcie kwestii polskiej może być dla nas korzystne w niektórych przypadkach, a w najgorszym przypadku obojętne (jeśli dotyczy to naszego istnienia!); dlatego postrzegamy tę perspektywę jako pesymistyczną i tak czarną, jak to tylko możliwe. W swoim czasie porozmawiamy o tym.

 
Redakcja 
 

Przekład Agnieszka Piskorz

 

 

Pierwodruk: Naše dvě otázky, „Čas. List věnovaný veřejným otázkám”, 20 grudnia 1886 r., s. 1-4.

 

Przypisy

 

1    Karl Sigmund von Hohenwart (1824-1899) – austriacki polityk konserwatywny, premier w roku 1871, który oparł swą politykę na kompromisie z Czechami i Polakami (m.in. utworzono ministerstwo ds. Galicji). Po upadku rządu, któremu przewodził, przez wiele lat pozostawał liderem konserwatywnych ugrupowań katolickich, współpracujących z partiami słowiańskimi w Radzie Państwa.

2           Josef Jungmann (1773-1847) – czeski pisarz, językoznawca, ważna postać czeskiego odrodzenia narodowego, profesor i rektor Uniwersytetu Karola w Pradze, autor m.in. Historie literatury české (1825).

 

Hubert Gordon Schauer urodził się 27 października 1862 roku w miejsowości Horní Zahájí koło Litomyšla w rodzinie czesko-niemieckiej. Studiował na Uniwersytecie w Wiedniu. W latach 1886-1889 pracował w Pradze, potem na dwa lata przeniósł się ponownie do Wiednia. Był krytykiem literackim, pisarzem i publicystą o poglądach demokratycznych, zwolennikiem indywidualizmu, krytykiem klerykalizmu. Zajmował się literaturą, prowadził badania nad średniowiecznym życiem duchowym i filozofią arabską (pozostawił w rękopisie pracę o Awerroesie). Należał do kręgu współpracowników T. G. Masaryka. Publikował m.in. w pismach „Athenaeu”, „Národní listy”, „Literární listy”. 20 grudnia 1886 roku ogłosił na łamach gazety „Čas” głośny artykuł pt. Nasze dwa problemy, w którym rozważał, czy Czesi są w stanie zachować swą narodową i kulturową odrębność – i czy jest ona warta ich wysiłków na rzecz jej trwania. Wywołał on swymi rozważaniami dużą dyskusję, krytycy zarzucali mu nawet, że jego stanowisko jest przejawem nihilizmu, wręcz ‘filozoficznym samobójstwem narodu’, podejrzewali, że współautorem wystąpienia Schauera był Masaryk. Zmarł na gruźlicę 26 lipca 1892 roku w Horze w pobliżu Českiej Třebovii. W 1917-1918 roku ukazała się trzytomowa edycja jego pism (Spisy).

Utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Ośrodka Myśli Politycznej. Utwór powstał w ramach konkursu „Forum Polsko-Czeskie na rzecz zbliżenia społeczeństw, pogłębionej współpracy i dobrego sąsiedztwa 2018”. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie „Forum Polsko-Czeskie na rzecz zbliżenia społeczeństw, pogłębionej współpracy i dobrego sąsiedztwa 2018”.

Zadanie publiczne współfinansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w konkursie „Forum Polsko-Czeskie na rzecz zbliżenia społeczeństw, pogłębionej współpracy i dobrego sąsiedztwa 2018”

Dodatkowe informacje