Václav Klaus, Kryteria dla przyjęcia (lub nieprzyjęcia) wspólnej waluty europejskiej (2006)
- Details
- Category: Polska i Czechy w UE
W swoim grudniowym wystąpieniu na Euro Business Breakfast w praskim hotelu Corinthia Towers (które szczegółowo zostało sprawozdane w tygodniku „Euro“[1]) dałem wyraz zdziwieniu, że w dyskusjach na temat naszego przystąpienia do wspólnej waluty europejskiej mówi się wyłącznie o tzw. kryteriach z Maastricht. Zdziwienie, gdyż „kryteria z Maastricht formułują państwa posługujące się wspólną walutą europejską wobec tych, którzy chcą się do niej przyłączyć“. Są to kryteria tych krajów, mają im pomóc podjąć decyzję, czy przyjęcie nowego kraju nie zagrozi „ich“ wspólnej walucie.
Kryteria te są logiczne, tak jaki i interesy ich autorów są logiczne. A do tego uzasadnione. „Kraje, które używają euro, nie mogą mieć żadnego interesu w tym, by waluty tej używał również ktoś, kto byłby tylko pasażerem na gapę“, a zatem ktoś, kto chciałby mieć tylko udział w korzyściach płynących ze wspólnej waluty i w ogóle nie martwił się, czy swoim zachowaniem tych korzyści nie unieważnia czy osłabia. Stąd jasne jest, że wśród takich kryteriów dominują wskaźniki ekonomiczne wyrażające wewnętrzną stabilność lub brak stabilności potencjalnego członka strefy: poziom inflacji, równowaga finansów publicznych, różnica wysokości stóp procentowych w stosunku do pozostałych krajów eurolandu itd. W tej kwestii nie mam żadnych zarzutów ani uwag. Takie a nie inne kryteria istnieją i chociaż można by je bardziej skomplikować i przez to uczynić bardziej ścisłymi i ostrymi, w tej chwili nie jest to moją ambicją. Poza sferą mojego dzisiejszego zainteresowania znajduje się także kwestia na ile kryteria te są przestrzegane i jakie skutki może mieć ich nieprzestrzeganie.
Nasza sfera zainteresowań, logicznie rzecz biorąc, jest zupełnie inna. Nas musi interesować, na ile jest, czy będzie dla nas korzystne przyłączenie się do strefy euro, czy też przyjęcie euro w miejsce własnej waluty. Tutaj musi dominować przeciwne spojrzenie: czy przyjęcie wspólnej waluty europejskiej będzie z korzyścią dla nas, czy będzie stabilizować naszą własną gospodarkę i pozwoli unikać destabilizacji, czy przyjęcie nowej waluty nie wywoła jakichś szoków (dotykających wszystkich lub tylko niektórych z nas) i czy będzie się przyczyniać do wzrostu gospodarczego, miast grozić jego spowolnieniem, czy wręcz stagnacją. Taka perspektywa wymaga oczywiście zupełnie innych kryteriów, więc ja sformułuję kryteria powiedzmy z Czeskiej Lipy.
Zakładam, że podobnie rozumował w roku 1997 brytyjski minister finansów Gordon Brown, gdy sformułował swe słynne „testy“. Z historycznego punktu widzenia interesujące jest, że chociaż w kampanii wyborczej miały one dać argumenty za przystąpieniem Wielkiej Brytanii do eurolandu, to ostatecznie zostały użyte w celu całkowicie przeciwnym, by Wielka Brytania do strefy euro nie wstąpiła. I taka sytuacja trwa już od dziewięciu lat, gdyż Brown ogłosił swe kryteria w lutym 1997 r. Mogą one być inspiracją, ale ze względu na zupełnie inną sytuację ekonomiczną w Wielkiej Brytanii i w Czechach tylko inspiracją, a nie instrukcją.Nie ma powodu dłużej zatrzymywać się nad różnicami między naszymi gospodarkami, gdyż są one łatwo zauważalne na pierwszy rzut oka. Nie jesteśmy jednym z najbardziej rozwiniętych krajów świata, nie jesteśmy mocarstwem gospodarczym, nie jesteśmy potęgą finansową (czwarte kryterium Browna dotyczyło wyłącznie tego, jak przyjęcie euro wpłynie na londyńskie City), nie jesteśmy wyspą u wybrzeży kontynentu europejskiego, ale krajem centralnej Europy wbitym klinem w środek kontynentu. Nie mamy szerokich transatlantyckich więzi handlowych ani intensywnych stosunków z krajami byłego Commonwealthu, nie jesteśmy gospodarką rynkową rozwijającą się ewolucyjnie, a zatem bez przerw, od stuleci i tak dalej. Nasze kryteria muszą być zatem odmienne. Podzieliłbym je na trzy główne grupy:
1. Kryteria Browna zostały sformułowane przed powstaniem euro, nie mogły więc skorzystać z żadnych doświadczeń rzeczywistego funkcjonowania tej waluty. My już od pięciu (a właściwie siedmiu) lat nie możemy sobie pozwolić na abstrahowanie od istnienia euro. Dlatego też jedna grupa naszych argumentów musi odnosić się do kwestii, czy euro przyniosło obiecane rezultaty. Czy euroland stał się przestrzenią szybkiego i dynamicznego wzrostu gospodarczego, czy jest – bardziej niż w przeszłości – gwarancją stabilności fiskalnej i walutowej i czy kraje członkowskie strefy dotrzymują własnych reguł. Według mnie odpowiedzi na te pytania zaczynają się od słowa nie, wcale. Dowody empiryczne można zawsze uzupełniać, ale są one powszechnie znane. Nastąpiło spowolnienie wzrostu gospodarczego w okresie istnienia wspólnej waluty, a stan finansów publicznych nie tylko nie poprawił się, ale ostatecznie pogorszył, zaś kryteria z Maastricht – owszem spełniane przed przystąpieniem do strefy, choć w szeregu przypadków spełniane tylko dzięki bardzo kreatywnej księgowości i narodowej sprawozdawczości – w wielu krajach dziś ewidentnie wypełniane nie są.
Do pierwszej grupy argumentów należy również kwestia, czy od momentu faktycznego (czy księgowego) zainaugurowania euro w roku 1999 do początku roku 2006 doszło – dzięki istnieniu wspólnej waluty i innych procesów unifikacyjnych – do powstania lub przynajmniej jakiegoś postępu na drodze do powstania warunków niezbędnych dla tzw. optymalnej strefy walutowej. Są nimi w szczególności wystarczająco swobodny przepływ siły roboczej oraz elastyczność cen, płac i wszystkich innych wartości nominalnych (przy usztywnieniu kluczowej wartości nominalnej, jaką jest kurs walutowy). I w tym przypadku powiedziałbym, że nie, wcale. Dotyczy to i stosunków między obecnymi członkami strefy euro, jak i ich relacji z nowymi krajami członkowskimi UE.
2. Do drugiej grupy argumentów należy w szczególności odpowiedź na pytanie, czy jesteśmy narażeni na takie same pochodzące z zewnątrz niebezpieczeństwa, egzogeniczne szoki, jak kraje strefy euro, czy zaszła już wystarczająco głęboka konwergencja cyklów gospodarczych i czy struktura naszej gospodarki jest kompatybilna z krajami eurolandu. Jest to w zasadzie pierwszy na liście testów Browna. Dla porządku warto dodać, że chociaż stawiał on to pytanie w roku 1997 w Wielkiej Brytanii, która nie przechodziła wtedy transformacji, również dla niego było istotne. Dla niektórych czytelników będzie to zaskoczenie, ale nie uważam, by dziś to był nasz największy problem. Domyślam się, że poziom konwergencji w tym sensie jest dużo większy niż się spodziewamy i niż myślą ci, którzy wobec nas będą stosować kryteria z Maastricht, a nie nasze kryteria „z Czeskiej Lipy“.
Niemniej jednak do tej grupy należy też coś dużo istotniejszego, a mianowicie argumenty o tym, w jakim stopniu konwergencji przeszkadzają różnice poziomu gospodarczego, poziomu płac, wydajności pracy a szczególnie poziomu i struktury cen. W tym sensie jestem przekonany, że szybkie przyjęcie euro dla czeskiej gospodarki byłoby tragiczną pomyłką. Nie potrafię sobie wyobrazić sensownego usztywnienia kursu na jakimś określonym, dziś dokładnie nieznanym poziomie. Ryzyko związane z usztywnieniem kursu korony na poziomie niekorzystnym oceniam jako niezwykle wysokie i w istocie zbędne. Co więcej, myślę, że dziś nie istnieje jeszcze żaden „właściwy“ kurs.
3. Nie możemy też zapomnieć o jeszcze jednym poziomie argumentacji związanej z całościowym spojrzeniem na formę trwającego właśnie procesu integracji europejskiej. Ostatecznie o stworzeniu strefy zadecydował projekt polityczny – projekt który miał popchnąć Europę w kierunku unii podatkowej, budżetowej i politycznej[2]. W podejmowaniu decyzji o euro nigdy nie dominowała argumentacja wąsko ekonomiczna. Czechy muszą więc zadać sobie pytanie, czy w ich interesie jest uczestnictwo w takim absolutystycznym projekcie unifikacji, czy w ich interesie jest stwarzanie europejskiego superpaństwa, czy raczej chce współtworzyć Unię Europejską jako społeczność dobrowolnie współpracujących państw w oparciu o formułę międzyrządową (na ten temat pisałem w ubiegłym roku w „Lidových Novinách“, „Financial Times“ i „Neue Zürcher Zeitung“)[3]. Moja odpowiedź na te pytania jest całkowicie jednoznaczna i w zasadzie znana.
Podsumowując: kryteria z Czeskiej Lipy to coś zupełnie innego niż kryteria z Maastricht. Tak jak nożyczki mogą przeciąć kartkę papieru tylko wtedy, gdy mają swe obie części, tak i my do kryteriów z Maastricht musimy dołączyć nasze kryteria z Czeskiej Lipy. Ich struktura jest jasna:
• Czy wspólna waluta europejska odniosła dotąd sukces? Nie w sensie, czy przetrwała, ale czy przyniosła krajom członkowskim korzyści ekonomiczne?
• Czy konwergencja gospodarki czeskiej i gospodarki eurolandu jest wystarczająco duża, nie z punktu widzenia struktury własnościowej, czy branżowej lub typu systemu gospodarczego (stosunek państwa i rynku), ale szeregu parametrów ekonomicznych, przede wszystkim parametrów odnoszących się do cen i płac? Jak wiemy ceny są bowiem kluczowym parametrem ekonomicznym;
• Czy życzymy sobie tego, by unia walutowa popychała, czy choćby przyspieszała dalsze procesy integracyjne, czy też nie?
Dopiero odpowiedź na te pytania może być punktem wyjścia dla naszych dalszych decyzji. Oby nasz rząd miał tego świadomość.
Tekst ukazał się po raz pierwszy w dzienniku „Lidové Noviny“ z20.01.2006, cyt. za Euro versus koruna. Dilemata jednotné měny v době dluhové krize, Centrum pro Studium Demokracie a Kultury, Brno 2012. Przedruk dzięki uprzejmości Centrum pro Studium Demokracie a Kultury.
Václav Klaus – ekonomista i polityk, jeden z liderów Forum Obywatelskiego w roku 1989, założyciel Obywatelskiej Partii Demokratycznej (ODS), minister finansów a potem premier Czech (1992-1997), od 2003 r. Prezydent Republiki Czeskiej.
Przełożył Artur Wołek
[1] Zob. Berounská kritéria, „Euro“ nr 50/2005.
[2]Zob. moje wystąpienie w Waszyngotonie: The Future of Euro: A View of A Concerned Outsider, CATO Institute, Washington, 20. 11.2003; po czesku V. Klaus, Euro a jeho budoucnost: pohled z budoucí členské země, w: V. Klaus, Rok první, Knižní Klub, Praha 2004, s. 186–194.
[3] V. Klaus, Využijme „období reflexe“ pro vymezení jiné Evropské unie, „Lidové Noviny“, 16.07.2005; V. Klaus, Why Europe Must Reject Centralisation, „Financial Times“, 29.08.2005; V. Klaus, Es ist Zeit, der EU eine solidere Grundlage zu geben, „Neue Zürcher Zeitung“, 30.08.2005.